/dowolna niedziela 1974-1977/
Paseczek zegarka wrzyna się mocno w przedramię babci
Znaczy odcisk
Jest dwunasta pięćdziesiąt pięć niedziela
O trzynastej dziesięć odjeżdża autobus
Z przystanku przy księgarni
Tam zawsze pachniało…
Rozpoznałbym ten zapach wszędzie
Potrafię go przywołać
Nie potrafię opisać
Więc za kwadrans
Ojciec stoi w drzwiach
Mama przekłada mnie w ramiona babci
/pewnie wtedy płakała/
Babcia zdejmuje zegarek z nadgarstka
Wciska mi w pięść
Jest dwunasta pięćdziesiąt pięć
Dwunasta pięćdziesiąt pięć
Dwunasta pięćdziesiąt pięć
/dowolna niedziela dzisiaj/