– Tomcia Palucha wygrzebały psy – powiedziała Aniela – Kijem musiałam je odgonić.
Aniela wiedziała, gdzie grzebać w ziemi, żeby znaleźć coś ciekawego. Raz znalazła pocisk. Włożyła go Babce pod pierzynę. Ale pocisk okazał się niewypałem.
Tomcio był mały. Mniejszy niż ręka Babki. Łaziły po nim muchy, mrówki i białe robaki.
Aniela nabijała je na patyk
– Zjesz?
– Nie.
– Zjesz?
– Nie
I tak w kółko.
– Powiedzmy Babce.- zaproponowałem.
Bałem się ukrywać coś przed Babką. Tylko raz ją okłamałem. Jadłem rosół. Zamykałem oczy i szybko łykałem tłusty płyn. Boże. Zostało jeszcze tylko kilka łyżek. I wtedy ją zobaczyłem. Tłusta, czarna mucha. Leżała na plecach. Machała nóżkami. Skrzydełka nasiąknęły jej rosołem. Boże. Boże. Boże. Boże. Boże. Boże. Boże. Boże. Boże. Boże. Boże. Boże. Boże. Ruszała nóżkami. A ja czekałem na cud. Babka odwróciła się do mnie plecami. Wielkim tłuczkiem rozdrabniała gotowane ziemniaki dla kur. Przytrzymałem łyżką kluski i wylałem rosół do doniczki stojącej przy oknie. Chwyciłem ciepłe kluski w garść i wsadziłem do kieszeni. Poczułem, jak rosół wypływa z nich na moje spodnie i nogi.
– Zjadłeś?
Babka spojrzała na mnie zimno. Boże. Gdy chwyciła tłuczek do ziemniaków skuliłem się. Boże. Boże. Boże. Zrobiło mnie się pół. Ćwierć. Zniknąłem zanim poczułem uderzenie.
– Powiedzmy Babce. – zaproponowałem.
– W życiu! Jest mój -powiedziała Aniela ostro.
Aniela prowadziła z Babką wojnę. Od samego początku, kiedy Babka ubrała się w płaszcz po Żydach i pojechała do miasta, żeby ją przywieźć.
– Taki wstyd! Taki wstyd! –biadoliła ciotka Regina – Ładnie nas ta Irka urządziła!
Matka Anieli wybiegła przez okno. Nie znałem jej. W domu Babki mówiło się o niej tylko szeptem, jak o chorobie. Za to głośno i z obrzydzeniem mówiono o ojcu Anielu. Że bandyta. I że w więzieniu, dzięki Bogu.
–To Aniela. Twoja kuzynka. – powiedziała Babka, kiedy
wróciła z miasta. Aniela wodziła za Babką wściekłym spojrzeniem.
– Nie drap się – powiedziała Babka. A Aniela nie spuszczając z niej wzroku rozdrapywała sobie skórę do krwi. – Cała Irka – biadoliła ciotka Regina. – Złe siedzi jej pod skórą.
Regina podawała do stołu na plebani.
– Dobrze, że taka brzydka, bo inaczej na języki by nas wzięli – mówiła Babka.
Nieskażona grzechem Regina zwijała się z bólu i syczała na wszystko co było zadowolone. Nawet kury uśmiercała najpierw te weselsze… Nie znosiła Anieli. Ich wzajemną niechęć powiększył kościół. Regina co niedzielę wciskała na Anielę sukienkę. Falbany piętrzyła się nad jej chudymi, podrapanymi kolanami. Aniela nerwowo przesuwała dłońmi po materiale szukając kieszeni, w które chowała skórki od chleba.
– Nie pójdę w tym – powiedziała Aniela twardo.
– Pójdziesz- na to ciotka.
– Nie.
– Tak.
– Nie!
– Tak!
– Nie!
Aniela zaczęła się szarpać z sukienką. Regina złapała ją mocno za ręce.
–Uspokój się. Nie pójdziesz do Boga w łachach.
I wtedy Aniela to krzyczała.
– Boga nie ma!
Zrobiło się strasznie cicho. Regina uderzyła Anielę w policzek i wyszła do kuchni. Od tej chwili nic nie było już takie samo.
Nigdy wcześniej nie widziałem tak małego dziecka.
– Ciekawe czyje jest? – zapytałem. A Aniela zamyśliła się dźgając Tomcia w brzuch.
– Może to dziecko jakiś karłów?
– Aleś ty głupi… – syknęła Aniela i zawinęła Tomcia w fartuch.
Cały czas pod powiekami widziałem robale na jego małych rączkach. W wychodku Babka układała równe kawałki gazet, chwyciłem jedną z nich. Żeby nie myśleć. Nie myśleć. Nie myśleć.
– Ru…ruszyła nowa fala emina…emigra…cji zarobkowej – zacząłem czytać na głos – tylko nowa ustawa paszportowa może ją potrzy…powstrzy…mać…
– O Jezu! Jezusie!- darła się Babka.
– „Pomi…doro…wy…strajk…w…Ole…le…śnicy” -czytałem dalej.
Zobaczyłem w szczelinach między deskami roześmianą twarz Anieli. Zdjąłem haczyk i wpuściłem ją do środka. Już wcześniej czułem ją obok siebie, ale nigdy tak mocno. Jasne kosmyki przykleiły jej się do czoła. Była gorąca i spocona.
Tomciem zajęli się dorośli. W mundurach i w sutannach.
Ciotka Regina leżała całymi dniami z mokrą ścierką na twarzy. Pochlipując od czasu do czasu. – Takie małe…takie maleństwo… aniołek.
Babka ciągle dyszała wściekle, od czasu do czasu sycząc:
– Gdzie to znalazłaś? Mów, bo jak cię zdzielę…Gdzie?!
Ale Aniela udawała, że nie słyszy.
– Jak się idzie do Mielcarków, parę kroków w las…-
nie wytrzymałem. Za zdradę Aniela nie odzywała się do mnie tydzień.
Mijały dni. Cała okolica gadała tylko o tym, czyje to mogło być dziecko.
– Kazi! – wrzasnęła nagle ciotka Regina.
Kazia miała grube uda i wielkie piersi. Była naiwna jak dziecko i szła z każdym za cukierka. Kilka lat temu urodziła chłopczyka. Gdy Henio nauczył się mówić, wszyscy odetchnęli, że nie jest ułomny, jak matka.
– Kazia też była normalna. Ale jak był głód, na przednówku, jadła wapno ze ścian i ziemię. – opowiadała Babka- Dostała takiej gorączki, że oczy jej wyszły.
Doktor Morek zbadała Kazię i powiedziała, że rodzić to Kazia ostatnio nie rodziła, ale wszystkim chłopom radzi się trzymać od niej z daleka. Przynajmniej przez kilka miesięcy.
Dziecko pochowali na cmentarzu, bez tabliczki.
– Niech ta dziewczyna weźmie wiadro i przyniesie ziemniaków. Antek idź z nią. – mówiła Babka nawet nie patrząc w stronę Anieli.
Pakowałem ziemniaki do wiadra, a Aniela łapała pająki.
– Nie wolno zabijać pająków. To przynosi nieszczęście.- powiedziałem.
– Głupi jesteś.
– Nie mów tak.
– Głupi jak but.
– Przestań!
– Wiem czyje to dziecko – szepnęła mi do ucha. Miała gorący oddech.
– Skąd wiesz?
– A myślisz, że jak go znalazłam?
– Widziałaś, kto go zakopuje?
Aniela uśmiechnęła się i wrzuciła mi garść zmasakrowanych pająków za koszulę. Łaziły spanikowane po mnie powłócząc połamanymi nóżkami, próbując odnaleźć te powyrywane. Zacząłem wrzeszczeć. Aniela wybiegła z piwnicy ze śmiechem.
Kury leżały w ciepłym piasku. I gapiły się na mnie żółtymi oczami. Aniela miała jechać do miasta, do brata swojego ojca. Babka wrzuciła jej walizkę na wóz.
Aniela usiadła obok mnie, w piasku. Kieszenie miała wypchane chlebem. Zacisnęła mi zęby na uchu. Syknąłem z bólu.
– Wiesz, czyj jest Tomcio Paluch? – zapytała Aniela.
– Czyj?
– Mój.