Przyszła pani do drogerii.
Wśród zapachów tam feerii,
pośród mnóstwa flakoników
i mazideł i słoików,
pani owa tam szukała:
– Coś dla ducha i dla ciała!
Krem do buzi ja poproszę,
ale fiołków ja nie znoszę
a i cedru ja nie wezmę,
prędzej tu na miejscu sczeznę.
Krem do buzi, nie na bucik!
– Niech no pani okiem rzuci.
Kremy mamy tu z lawendą,
do wesołej buzi będą.
Czy do smutnej buzi woli,
Pani z miną „coś mnie boli!”
Ten z dziurawca będzie ziołem,
sokiem z pokrzyw, gotu kolą.
Wszystko to natychmiast sprawi
że się humor tak poprawi,
że się pani tańczyć zechce,
trudy ważyć będzie lekce,
świat wokoło zawiruje,
porwie panią, oczaruje!
Kolorami zauroczy,
poziom szczęścia wnet podskoczy.
Pani liczy ingrediencje
skutki waży i esencje
woli kiepską egzystencję,
niż ziół wielu asystencję.
Zerka w stronę drzwi i pędem
zbiega, nie chcąc być klientem
tej drogerii, w której kremy
leczą smutki, nie egzemy.
2 stycznia 2018 roku